wtorek, 29 grudnia 2015

Too Faced, Semi-Sweet Chocolate Bar

Jak co roku, zaraz po Świętach Sephora udostępniła swoim klientom rabaty na kosmetyki do makijażu. To idealna okazja, żeby uzupełnić braki w swoich kosmetycznych zbiorach lub skusić się na 'coś ekstra' :). Jako, że dosłownie przed chwilą dotarła do mnie paczka, pokażę Wam co dołączyło do mojej kolekcji :).



Od ponad roku jestem szczęśliwą posiadaczką pierwszej czekoladowej palety od Too Faced, czyli Chocolate Bar<-klik. Jest to zdecydowanie jedna z moich ulubionych palet cieni, więc gdy pojawiła się jej młodsza siostra, poczułam dobrze znane 'chciejstwo' :D. Długo jednak tłumaczyłam sobie, że jej nie potrzebuję, że przecież wcale aż tak się nie różnią. Jak widać, moje przekonywania samej siebie niewiele pomogły i tak oto w moim życiu pojawiła się Semi-Sweet.


Opakowaniem niewiele różni się od pierwszej wersji palety. Widać wyraźnie, że jest sporo jaśniejsza, nad nazwą jest też dodatkowy napis 'Semi-Sweet'. Poza tym są wykonane dokładnie tak samo. Nie muszę chyba dodawać, że wizualnie palety są moim zdaniem po prostu cudowne :).


Już przy pierwszym otwarciu palety byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Na żywo prezentuje się jeszcze lepiej, niż na zdjęciach :). Kolory są piękne, w ciepłej tonacji a takie właśnie najbardziej lubię. 

W porównaniu z pierwszą Chocolate Bar:

Jakością cienie zupełnie nie odbiegają od poprzedniej wersji, mam nawet wrażenie, że niektóre są jeszcze lepszej jakości (ale to może przez euforię spowodowaną otrzymaniem nowej palety :D).
Semi-Sweet zdecydowanie wygrywa jeśli chodzi o maty. W Chocolate Bar brakowało jasnego, matowego cienia do podkreślenia załamania powieki. W nowej wersji palety mamy takie aż dwa (Nougat i Mousse). Wielkim rozczarowaniem jest (jak zapewne wszyscy już wiedzą) niebieski cień Blueberry Swirl. Zupełnie nie wiem co autor miał na myśli, cień jest bardzo słabo napigmentowany i mało intensywny. Nie da się go budować, mimo kilkukrotnego dokładania cienia. A szkoda, byłby ciekawym akcentem w całej palecie.




Podsumowując, bardzo się cieszę, że Semi-Sweet Chocolate Bar trafiła jednak w moje ręce. Jest to paleta samowystarczalna, ale razem ze starszą siostrą będą również pięknym uzupełnieniem dla siebie nawzajem. Jeśli macie ochotę na którąś z palet Too Faced, warto zdecydować się na nie właśnie teraz, 30% to już całkiem przyzwoita zniżka :).


Kusi Was paleta Semi-Sweet? A może już od dawna umila Wam codzienny makijaż? :)

PS. Na zdjęciach możecie zobaczyć popularny korektor Collection Lasting Perfection. Testuję go intensywnie od jakiegoś czasu (zarówno pod oczy jak i jako bazę pod cienie) i na dniach możecie spodziewać się recenzji :).

poniedziałek, 21 grudnia 2015

NDW- Bad hair day...

Dziś wczorajsza, zupełnie nieudana Niedziela dla Włosów. Tak kiepskiego dnia moje włosy nie miały już od dawna. Wyszło zupełnie przypadkiem, nie kombinowałam z nowymi składnikami ani produktami. Włosy na sobotnią noc naolejowałam jak zwykle olejem awokado. W niedzielę rano zmyłam go płynem Facelle, końce dodatkowo myjąc resztką maski Kallos Keratin. Po spłukaniu nałożyłam Serical Latte, na jakiś czas o niej zapomniałam i postanowiłam znowu zacząć używać. Spisywała się u mnie zawsze bardzo przyjemnie, włosy były miękkie i gładkie, puszyste ale nie spuszone. Maska ogólnie wywołuje u mnie chyba napady amnezji, bo zagapiłam się oglądając film i trzymałam ją na włosach całe 2 godziny :D. Szybko pobiegłam spłukać, na końcówki tradycyjnie olejek Fructis. Po wysuszeniu włosów czekała mnie niemiła niespodzianka. Włosy bardzo się plątały, krótsze włoski szczególnie widocznie odstawały na całej długości... Zupełnie nie chciały się układać, w dotyku też nie były tak przyjemne jak zazwyczaj.
Na zdjęciach dobrze to widać, widać też testowanie przez moją mamę nowych kątów :D. Nie mam pojęcia jak to zrobiła, ale moje końcówki wyglądają na nich na zupełnie krzywe, na środku odstaje jakiś wielki kikut... Do tego muszę dodać, że byłam już na poprawce u fryzjera i włosy są idealnie wyrównane w dolnej linii, za to zauważyłam, że panią ścinającą mi włosy lekko poniosło, jeśli chodzi o lewą stronę. Widać wyraźnie, że włosy są tam krótsze...
No cóż, to zupełnie nie był mój dzień jeśli chodzi o Niedzielę dla Włosów :D.



Nie ma się jednak co załamywać, każdy z nas ma gorsze dni. Może to Kallos Keratin pokłócił się z mleczną maską, a może zbyt długi czas trzymania maski na włosach zadziałał tu na niekorzyść. Następnym razem spróbuję maski Latte solo (i oczywiście nałożę ją na krócej) i zobaczymy jak się teraz sprawdza :). Co do krzywego cięcia, na razie nie mam zamiaru nic z tym robić, poczekam aż trochę podrosną i wtedy pójdę wyrównać cięcie.

A Wam trafił się ostatnio jakiś Bad Hair Day? :)

czwartek, 17 grudnia 2015

Christmas Wishlist :)

Nie ma chyba takiej osoby, której Grudzień nie kojarzyłby się ze Świętami. Jest to wręcz nieuniknione, przecież wszystkie sklepy, reklamy, a nawet radio, od samego początku miesiąca atakują nas z każdej strony ozdobami, światełkami i świątecznymi piosenkami. Tym, którzy z jakiegoś powodu nie przepadają za świątecznym szaleństwem nie pozostaje nic innego, jak tylko zamknąć się w domu i nie włączać telewizora :D. Ja uwielbiam czas przedświąteczny, ogromną radość sprawia mi patrzenie na przystrojone światełkami domy i ulice. Zazdroszczę też wszystkim z Was, u których stoi już choinka :). 
Święta to też oczywiście czas prezentów! :) Dziś moja mocno spóźniona, ale nie mniej przez to aktualna, świąteczna lista życzeń! :)

1. theBalm, The Manizer Sisters.
Jak tylko w sieci pojawiły się zapowiedzi tego cudownego trio, wiedziałam, że trafi na tą listę :). Trzy niesamowite produkty rozświetlające od theBalm w jednym? Trzy razy tak! :D

2. I Heart Chocolate, Salted Caramel/ Too Faced, Semi-Sweet Chocolate Bar.

Kontynuacja mojej ukochanej czekoladowej palety od Too Faced. Z jednej strony przemawia do mnie cena i świetna jakość odpowiednika od Makeup Revolution, z drugiej kusi chęć dołączenia do posiadanej już przeze mnie Chocolate Bar jej pięknej młodszej siostry :). I jeszcze ten zapach...

3. Babyliss, Boutique Soft Waves.
Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad grubą lokówką. Lubię efekt, jaki daje kręcenie moich włosów na wałki, ale nie zawsze mam na to czas. Dodatkowo niemal do szału doprowadza mnie sytuacja, kiedy rozwijając wałki zauważam, że jedno pasmo zakręciło się tylko w połowie. Wtedy idealnym rozwiązaniem byłoby złapanie za taką lokówkę i dokręcenie buntownika :). Wybrałam tę z Babyliss o średnicy 34mm, na moich długich włosach powinna spisywać się doskonale. 

4. Ciepły szalik.


Mimo, że śnieg pojawił się w tym roku tylko symbolicznie, nie można zaprzeczyć, że robi się coraz zimniej. Porywiste wiatry sprawiają, że mam ochotę zaszyć się w domu i nie wychylać głowy spod kołdry. Gruby, długi szalik jest niezbędny, jeśli nie chcemy spędzić Świąt z czerwonym nosem i bolącym gardłem :).

5. Duże lustro, Jysk.

Ostatni element, którego brakuje w moim pokoju. Wybrałam lustro z tej samej serii, z której pochodzi to przy mojej toaletce. Jest bardzo duże i idealnie będzie pasować do wystroju :).

To już wszystkie moje świąteczne marzenia, jeśli chodzi o te materialne :).
A co Wy w tym roku macie nadzieję znaleźć pod choinką? :)

czwartek, 10 grudnia 2015

L'oreal, Volume Million Lashes, Feline

Wspominałam już, że jeśli chodzi o tusze do rzęs, moimi ulubieńcami są bezapelacyjnie tusze L'oreal? Z pewnością, nie raz i nie dwa :). Dziś dowiecie się co myślę o najnowszym członku rodziny Volume Million Lashes.

Feline, bo tak właśnie nazywa się nowość od L'oreal, przyciąga wzrok przede wszystkim pięknym, eleganckim opakowaniem. Uwielbiam połączenie złota z ciemną, butelkową zielenią, jak więc mogłabym się na niego nie skusić? :)

Co obiecuje producent:

Maskara L’Oreal Paris Volume Million Lashes Feline posiada wyprofilowaną szczoteczkę Millionizer, któa nadaje rzęsom objętość i podkręcenie, aż po same końce.
Błyszcząca formuła z drogocennymi olejkami: arganowym, kameliowym i z kwiatu lotosu nadaje rzęsom zmysłową objętość.


Jego cena regularna to około 60 zł, wysoka, ale nie wyższa od pozostałych maskar tej linii. Ja dorwałam go na promocji -49% w Rossmannie.
Największa innowacja to w tym przypadku szczoteczka. Wygięta, pozwala nam oczekiwać od tuszu wyjątkowego podkręcenia.


Niestety, tusz właściwie mnie rozczarował. Faktycznie, jest intensywnie czarny, bardzo trwały, nie osypuje się nawet pod koniec dnia. Pod tym względem nie ustępuje w niczym mojemu ulubionemu klasykowi z serii Volume Million Lashes. Co więc jest nie tak? Trzeba się nieźle natrudzić, żeby uzyskać efekt 'WOW'. Jeśli nakładam kolejne warstwy zaraz po sobie (tak jak to robię z innymi maskarami), tusz okropnie skleja rzęsy, pojawiają się grudki i 'pajęcze nóżki' na końcówkach. Warto więc poświęcić chwilę i wyczesywać rzęsy dłużej niż zwykle. Mimo tego, że już nauczyłam się z nim pracować, nie zawsze mam czas na taką zabawę. Zdarza się i tak, że cokolwiek bym robiła, rzęsy nie wyglądają dobrze.
Wiele osób pisało, że to wina szczoteczki, która nakłada za dużą ilość produktu. Próbowałam zamienić ją na tę z mojego ulubionego klasyka jak i z So Couture- nie pomogło.
Podsumowując, jednego dnia jestem zachwycona efektem jaki daje, następnego zupełnie nie umiem sobie z nim poradzić. Może jak jeszcze bardziej podeschnie będzie się lepiej spisywał, jednak nie po to kupuję tusz, żeby czekać miesiąc aż będzie nadawał się do użycia.
Wizualnie Feline podoba mi się najbardziej z całej gamy, ale nikt nie kupuje przecież tuszu dla opakowania. Ja zapewne nie kupię go ponownie (a już na pewno nie w cenie regularnej), skoro inne tusze L'oreal nie przysparzają mi tylu problemów :).



Próbowałyście tej wersji? Może macie dla mnie jakieś rady co do jego używania? :D

wtorek, 1 grudnia 2015

Niedziela dla włosów :)

Tym razem moja Niedziela Dla Włosów zaczęła się od podcięcia. Włosy zostały skrócone o 5 cm, niestety na mokro. Okazało się to sporym błędem, jak widać na zdjęciach końcówki są nierówne i źle się układają. Czeka mnie poprawka u fryzjera, oby jak najszybciej :D.
Pielęgnację zaczełam od naolejowania włosów na całą noc moim ulubionym olejem z awokado. Rano zmyłam go płynem Facelle i nałożyłam maskę. To mój dawny ulubieniec, o którym zapomniałam na dłuższy czas a którego nowe opakowanie czekało sobie w szafce. Mowa tu o masce Bioetika, Crema di Essenza I, podpatrzonej oczywiście u Anwen i kupionej w Makro.
Teraz, kiedy pozbyłam się resztek farbowanych końcówek, maska spisała się jeszcze lepiej niż kiedyś. Już zapomniałam jak miękkie i gładkie są po niej moje włosy!
Przed suszeniem jak zwykle nałożyłam na włosy od połowy niezastąpiony olejek Fructis chroniący przed wysoką temperaturą.
Efekt bardzo mi się podoba, chociaż całość psują krzywe i odstające końce :D.
Jeśli uda mi się załapać do mojego zaufanego fryzjera jeszcze dziś, od razu wrzucę aktualizację :)





Życzę Wam miłego dnia i cudownego miesiąca grudnia! :)

poniedziałek, 30 listopada 2015

Nowości kosmetyczne :)

W ostatnim czasie nazbierało mi się sporo nowości kosmetycznych. Popularne drogerie wręcz prześcigały się jeśli chodzi o akcje promocyjne, co na pewno miało na to niemały wpływ :D Dziś pokażę Wam co nowego trafiło do moich makijażowych zbiorów. Nietrudno też chyba zauważyć jaki kolor króluje dla mnie tej jesieni :D.


Lakiery do paznokci


1. Joko, Find Your Color, J140 Arabian Princess.
Po wycofaniu z oferty mojego ulubionego lakieru w odcieniu starego złota, czyli Wibo Express Growth w odcieniu 392, musiałam zacząć rozglądać się za zastępcą. Lakier Joko jest ciemniejszy, bardziej też wpada w oliwkę, mimo to bardzo mi się podoba. Niestety słabo kryje, jednak dla tego koloru jestem w stanie to znieść :).
Zamówiłam go na Allegro, razem z przesyłką kosztował mnie 10 zł.
2. Eveline, Color Edition, 96.
Kupiony w ramach akcji poszukiwania idealnego lakieru w kolorze czerwonego wina. Lakier jest piękny, jednak na paznokciach już przy dwóch warstwach wychodzi bardzo ciemno. Nie jest to odcień, którego szukałam, ale z pewnością się u mnie nie zmarnuje :). Dodatkowo bardzo lubię lakiery z tej serii, szybko wysychają i dobrze kryją.
Cena regularna: około 9 zł.
3. Eveline, Color Edition, 95.
Piękny, śmietankowy odcień, idealny na co dzień. Dłonie wyglądają dzięki niemu na wyjątkowo zadbane i wypielęgnowane. Mając go na paznokciach dostałam zaskakująco dużo komplementów na jego temat :).
Cena regularna: około 9 zł.
4. Lakier La Luxe Paris, Biedronka.
Niestety lakier ten nie ma numerka, więc nie mogę powiedzieć Wam co to za odcień. Znaleziony w Biedronce, okazał się tym poszukiwanym bordo :). Kolor jest idealny, niestety słabo kryje, ale jakoś sobie z tym radzę. Świetnie się trzyma i bezproblemowo nakłada, nie spodziewałam się takiej jakości w tak niskiej cenie :). Kupiłam już buteleczkę na zapas.
Cena: 6 zł.

Golden Rose


1. Mineral Terracotta Powder, nr 4.
Swego czasu zachwalany przez Maxineczkę na jej kanale, używała go jako bronzera. Dla mnie okazał się niestety za jasny. Nakładam go jednak w połączeniu z innym produktem brązującym i w tej roli go uwielbiam. Nadaje skórze cudowny, nienachalny blask. Wygląda po prostu pięknie i bardzo Wam go polecam :).
Cena regularna: 24,90 zł.
2. Vision Lipstick, nr 141.
Słyszałam bardzo dobre opinie na temat tych pomadek, więc skusiłam się na piękne, jesienne bordo. Jak do tej pory nie mam jej nic do zarzucenia :).
Cena regularna: 10,90 zł.
3. Velvet Matte, nr 23.
Kolejne piękne bordo, tym razem w wersji matowej. Co myślę o tych pomadkach możecie przeczytać tutaj.
Cena regularna: 10,90 zł.
4. Dream Lips Lipliner, nr 526.
Ciemne kolory na ustach wręcz proszą się o użycie konturówki, wybrałam więc odcień, który pasuje do obu nowych pomadek.
Cena regularna: 6,30 zł.

Rossmann i Natura


1. L'oreal, Volume Million Lashes, Feline.
Uwielbiam podstawową wersję tego tuszu, bardzo polubiłam też So Couture. Gdy w sprzedaży pojawiła się nowość w szmaragdowym opakowaniu po prostu nie mogłam się oprzeć :). Na razie mam z nim tak zwany love-hate relationship, ale o tym opowiem Wam w oddzielnym poście.
Cena regularna: około 60 zł. Kupiłam go na promocji -49% w Rossmannie.
2. L'oreal, Volume Million Lashes.
Jak wspomniałam wyżej, uwielbiam go i mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że jest to mój ulubiony tusz wszech czasów.
Cena regularna: około 60 zł. Kupiłam go na promocji -49% w Rossmannie.
3. Essence Make me Brow, eyebrow gel mascara. nr 02.
Nasłuchałam się na jego temat dużo dobrego i musiałam przekonać się czy naprawdę jest tak dobry. Potwierdzam, świetny produkt w niskiej cenie :).
Cena regularna: około 10 zł.
4. Catrice, Eye Brow Stylist, nr 020.
Bardzo lubię tą kredkę, pisałam o niej tutaj. Tym razem zdecydowałam się na jaśniejszy odcień i jestem zadowolona.
Cena regularna: około 10 zł.


Avon, Makeup Setting Spray.
Dotychczas nie próbowałam tego typu produktów. Zamówiła go dla mnie mama, na pewno warto posiadać coś takiego na większe wyjścia. Nie miałam jeszcze okazji go użyć, czeka więc sobie na swój debiut :).

To już wszystkie moje kosmetyczne nowości. Używałyście któregoś z tych produktów? Chętnie dowiem się co ostatnio pojawiło się w Waszych kosmetyczkach :).

piątek, 9 października 2015

Fall Haul- moje jesienne zakupy :)

W tym roku szczególnie skorzystałam z weekendowych zniżek, oferowanych przez gazety. Udało mi się kupić prawie wszystko co planowałam, co przytrafia mi się bardzo rzadko :D. Nie wiem czy to tylko mój problem, ale zazwyczaj mam wielkiego pecha do zakupów. Nawet mnie to już nie dziwi, że zawsze wyprzedany jest tylko mój rozmiar, że znaleziona idealna bluzka ma dziurę, lub, że produkt, który podobał mi się najbardziej został wycofany ze sprzedaży. I tym razem nie obyło się bez niespodzianek. Koszulę zamówioną w sklepie Reserved online musiałam zwrócić, ponieważ okazała się sporo za duża, a biała bluzka, typowy 'basic', była pobrudzona i musiałam ją reklamować. Mimo przeszkód już mogę zaprezentować Wam rzeczy, które w tym roku uzupełnią moją jesienną garderobę :).


Pierwszym sklepem, który odwiedziłam był oczywiście Cubus. Udało mi się kupić wszystkie 3 kolory moich ulubionych spodni, jegging jane :). Wyjątkowo udane okazały się te w kolorze szarym, są mięciutkie, elastyczne i niesamowicie wygodne :). Na zdjęciu możecie też zobaczyć zegarek na łańcuszku w kolorze starego złota. Uwielbiam takie dodatki! Ten znalazłam na allegro.


W Cubusie kupiłam również planowaną koszulę w kratę, jestem z niej ogromnie zadowolona i najchętniej chodziłabym w niej codziennie :D.


Jedynym nadprogramowym zakupem jest 'zamszowa' koszula z Mohito. Zakochałam się w niej jak tylko zobaczyłam ją w sklepie i nie mogłam jej tam zostawić :).


Z allegro zamówiłam też wspominaną torebkę i to był strzał w dziesiątkę. Torebka jest przepiękna! Ogromnie podoba mi się jej faktura i kolor. Złote wykończenia tylko potęgują efekt. Dodatkowo jest porządnie wykonana i bardzo pojemna, cieszę się, że zdecydowałam się właśnie na nią.


Nadal poszukuję czarnych lub grafitowych botków i białej koszuli, nie tracę nadziei, że w końcu znajdę takie, które od razu mi się spodobają :) 

A jak tam Wasze jesienne zakupy? Udało Wam się znaleźć w tym roku jakieś hity? :)

środa, 30 września 2015

Makeup Revolution, Ultra Bronze- bronzer wielofunkcyjny :)

Bronzer Ultra Bronze to jeden z najbardziej rozpoznawalnych produktów firmy Makeup Revolution. Bardzo szybko stał się też bestsellerem :). Naczytałam się tylu pozytywnych opinii na jego temat, że jako ogromna fanka bronzerów musiałam się w niego zaopatrzyć :). I nie żałuję- to naprawdę świetny produkt, w doskonałej cenie :). 


Pierwszą rzeczą, która rzuca nam się w oczy są jego rozmiary: produkt ma aż 15g! Opakowanie jest bardzo ładne, proste i eleganckie. Połączenie czerni i złota to zawsze dobry wybór :). Plastik nie wydaje się 'tani', z pewnością nie rozpadnie się po pierwszym użyciu.
Produkt kosztuje około 15 zł, możemy go znaleźć w drogeriach internetowych. Marka zaczyna także pojawiać się w drogeriach stacjonarnych (jest już dostępna w kilku drogeriach w Krakowie).


Kolor bronzera od razu mi się spodobał. Bardzo ładny, neutralny brąz.

(z lewej jedna warstwa, z prawej dwie)
Konsystencja produktu to największe zaskoczenie. Jest niesamowicie satynowy, 'miękki', ale na szczęście się nie pyli.


Moim hitem stał się już od pierwszego użycia. Obawiałam się, że będzie dla mnie za jasny, ale efekt możemy stopniować, co powoduje, że nie można sobie nim zrobić krzywdy (no chyba, że bardzo się postaramy :D).
Bronzer jest tak łatwy w użyciu, że sięgam po niego zawsze gdy mam bardzo mało czasu na makijaż. Idealnie nadaje się do opalania twarzy, ale z powodzeniem możemy ją też lekko wykonturować. Jego trwałości tez nie mam nic do zarzucenia, nie ma konieczności poprawiania makijażu w ciągu dnia i nie znika w postaci nieestetycznych plam. Bardzo podoba mi się w nim to, jak naturalnie wygląda na twarzy.
Możemy go też wykorzystać do zaznaczania załamania powieki :). Z taką pojemnością nie warto go sobie żałować :D.

Podsumowując, to kolejny hit od Makeup Revolution :). Produkty takie jak ten sprawiają, że mam ochotę wciąż testować kolejne produkty tej marki.

Używałyście go już? Jaki jest Wasz ulubiony bronzer? :)

niedziela, 27 września 2015

Niedziela dla włosów :)

Jesień w moim mieście pojawiła się z wielkim hukiem. Od kilku dni jest pochmurno, deszczowo i nieprzyjemnie, a do tego od rana czuję, że nie ominie mnie jesienne przeziębienie :( Współczuję wszystkim z Was, które doświadczają tego samego. Mimo przeciwności, znalazłam trochę siły na 'niedzielę dla włosów' :).

Włosy przed myciem tradycyjnie 'potraktowałam' olejem. Ponownie użyłam oliwki dla dzieci Babydream. Skalp umyłam szamponem oczyszczającym Barwa, włosy na długości żelem Facelle. 
Chwilę zastanawiałam się, czym by tu dzisiaj dogodzić moim włosom. Przypomniałam sobie, że dawno temu gdzieś przeczytałam, że dobrze działa zmieszanie ze sobą kilku masek. Jako, że mam kilka na wykończeniu i kilka, które wykończyć już najwyższy czas, przygotowałam taki oto mix:
- Lady Spa, Silk & Argan
- Joanna, wiśniowa maska do włosów farbowanych
- Serical, Crema al Latte
- Kallos, Omega
- minimalną resztkę maski Fructis Gęste i Zachwycające


Zmieszałam wszystko razem i nałożyłam na włosy na około godzinę. Po spłukaniu masek, spryskałam lekko włosy odżywką w spray'u Gliss Kur i wtarłam w nie odrobinę olejku przeciw wysokiej temperaturze z Fructis'a. Włosy podsuszyłam suszarką a następnie nawinęłam na 4 piankowe wałki. Niestety okazały się za krótkie i dwa wałki z tyłu musiałam kilkukrotnie poprawiać, dlatego też skręt nie jest tak równy jak bym chciała.



Co do mieszanki masek, nie jestem w 100% zadowolona. Włosy są miękkie i gładkie, ale efektu 'WOW!' nie doświadczyłam. Może po prostu zmieszałam ze sobą nieodpowiednie produkty :). Za to wałki piankowe sprawdziły się świetnie! Bardzo podoba mi się skręt jaki dzięki nim uzyskałam. Muszę jednak porozglądać się za dłuższymi, łączenie ze sobą dwóch wałków niestety bardzo plącze włosy.

A Wam zdarza się mieszać maski i odżywki? Może macie jakieś sprawdzone, dobrze uzupełniające się produkty? :)
Jeśli wiecie gdzie można znaleźć długie, piankowe wałki koniecznie dajcie mi znać! :)

Wszystkim przeziębionym życzę szybkiego powrotu do zdrowia! 

niedziela, 20 września 2015

Aktualizacja włosowa i piątkowa 'niedziela dla włosów' :)

Dużo czasu minęło od ostatniego wpisu na temat moich włosów. Niestety trudno mi znaleźć kogoś do robienia zdjęć :(. Jako, że udało mi się ostatnio namówić do tego moją mamę, mogę nareszcie zaktualizować stan mojej czupryny :). 

Praktycznie przez całe lato włosy nosiłam spięte lub zaplecione w warkocz, przy takich temperaturach chyba każda z nas ma czasem ochotę ogolić się na łyso :D. Nie chciałam też narazić je na zniszczenie, w końcu chlorowana woda i suszenie na silnym słońcu to nie jest coś, co nasze włosy kochają.
W pielęgnacji właściwie nic się nie zmieniło, może tylko to, że namiętnie używam olejku z Fructisa, który jest dla mnie totalnym hitem :). Wspominałam już o nim w ulubieńcach maja
Włosy przekroczyły już moją wymarzoną długość, dlatego też nie było mi szkoda podciąć je o kilka cm, żeby odświeżyć końcówki i ponownie nadać im kształt.
O mojej pielęgnacji możecie przeczytać tutaj -> klik.

Tak prezentują się moje włosy na chwilę obecną. Jestem zadowolona z ich kondycji i długości, nie mam już potrzeby ich zapuszczać więc mogę podcinać je znacznie częściej co na pewno wyjdzie im tylko na dobre :). Zostało mi tylko kilka cm rozjaśnianych końcówek, więc tym bardziej się cieszę, że szybko się ich  pozbędę :).

Już w dzień przed zrobieniem zdjęć postanowiłam zadbać o nie szczególnie. Na całą noc nałożyłam olejek dla dzieci Babydream i dodatkowo mój ulubiony olej awokado. W piątek umyłam włosy żelem Facelle, na długości w duecie z odżywką Mrs.Potters w wersji aloesowej. Następnie nałożyłam maskę Garnier Ultra Doux, awokado i masło Karite (od ucha w dół) i trzymałam ją około 40 minut. Po spłukaniu i lekkim podeschnięciu nałożyłam olejek Fructis i spryskałam moim ulubionym sprayem Gliss Kur Oil Nutritive. Wysuszyłam włosy suszarką i na koniec wygładziłam odrobiną mleczka do włosów Balea, mango i aloes. 
Po tym wszystkim włosy były bardzo miękkie, gładkie i ujarzmione. Takie jakie lubię najbardziej :). 


Babyhair szalejące u nasady :D


A jak Wasze włosy przetrwały lato? :)

***********************************

Na koniec apel do wszystkich z Was, które używały i nadal używają maski Stapiz Sleek Line, chodzi o wersję Repair. Zauważyłam, że wraz ze zmianą opakowania zmienił się również skład, dodany został do niej Isopropyl Alcohol, który najbardziej mnie martwi. Czy któraś z Was używała zarówno starej jak i nowej wersji tej maski? Mam nadzieję, że ani działanie ani zapach się nie zmieniły, to moja ukochana maska i bardzo bym żałowała jakichkolwiek zmian :(

Stara wersja: 
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimmonium Chloride, Isopropyl Myristate, Halianthus Annuus, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Hydrolyzed Silk, Butylene Glycol, Malic Acid, Prunus Amygdalus Dulcis Seed Extract, Actinidia Chinensis Fruit Juice, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Juice, Citrus Paradisi Fruit Juice, Pyrus Malus Fruit Juice, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylaraben 

Nowa wersja:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimmonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Isopropyl Myristate, Halianthus Annuus, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Hydrolyzed Silk, Glycerin, Butylene Glycol, Malic Acid, Prunus Amygdalus Dulcis Seed Extract, Actinidia Chinensis Fruit Juice, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Juice, Citrus Paradisi Fruit Juice, Pyrus Malus Fruit Juice, Trideceth- 9, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Eugenol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Propylene Glycol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben.

poniedziałek, 14 września 2015

Matowe nowości :)

Matowe elementy makijażu są spotykane w każdej możliwej dziedzinie. Świetnie sprawdzają się na co dzień, dają nam też odpocząć od mocno błyszczących, metalicznych akcentów.
Ostatnio w moje ręce trafiły trzy matowe produkty. Dwie z nich są Wam już z pewnością dobrze znane, jedna dopiero weszła na nasz rynek :)


Golden Rose, velvet matte lipstick.


Czy jest tu chociaż jedna osoba, która nigdy nie słyszała o tych słynnych, matowych pomadkach? :) Ja skusiłam się na ich wypróbowanie dopiero teraz, sama nie wiem dlaczego. Niedawno znalazłam markę Golden Rose w niewielkiej drogerii w moim mieście i przy okazji zakupów zdecydowałam się nareszcie wypróbować ten hit :).
Kosztowały 10,50 zł każda, wiem, że w oficjalnym sklepie firmy znajdziemy je w cenie 11,90.

Co mówi o nich producent:

Matowa pomadka do ust Velvet Matte tworzy na ustach aksamitne wykończenie. Wysoka zawartość pigmentów oraz długotrwała formuła sprawia, że pomadka długo utrzymuje się na ustach. Idealnie się rozprowadza, a dzięki zawartości składników nawilżających oraz wit. E dodatkowo odżywia i nawilża usta. Paleta zawiera bogatą paletę odcieni od klasycznej czerwienie po odcienie nude.


Opakowanie pomadek jest eleganckie, wykonane z bordowego, matowego plastiku. Bardzo mi się 
podoba :).
Wybrane przeze mnie odcienie to 16 i 18. Szukałam jakiegoś odcienia na co dzień i ciemnej, jesiennej czerwieni. Wybrane przeze mnie odcienie to nie do końca to, czego szukałam, ale spodobały mi się najbardziej ze wszystkich odcieni, które były dostępne w drogerii.


16 to odcień wpadający w beż, piękny kolor na nadchodzącą jesień. 'Niestety' tak bardzo spodobał się mojej mamie, że od razu mi go zabrała :). 18 to głęboka czerwień, cudownie sprawdzi się na specjalne okazje, lub nawet na co dzień, jeśli nie boimy się nosić intensywnych kolorów :).

Po pierwszych testach muszę stwierdzić, że pomadki velvet matte zdecydowanie zasługują na miano Kosmetyku Wszech Czasów :). BARDZO intensywna pigmentacja, nie wysuszają ust, są niesamowicie trwałe. Moje pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne :).

Maybelline Color Tattoo, Creamy Mattes.


Niedawno w polskich drogeriach pojawił się długo wyczekiwany produkt: kremowo-żelowe cienie do powiek Color Tattoo w wersji matowej. Występują w 4 kolorach, ja na początek postanowiłam wypróbować kolor 93, Creme de Nude. Jest to beżowy odcień, z wyraźnie żółtymi tonami. Od razu przyszło mi do głowy (jak pewnie większości z nas :D), że ma szansę sprawdzić się jako baza pod cienie.
Kupiony na promocji w Rossmannie, za 18,99 zł.



Co mówi o nich producent:

Długotrwały, 24-godzinny efekt koloru, który imituje trwałość tatuażu i intensywność tuszu. Odważ się nosić kolor!

Pokochasz za

• Nasz najtrwalszy, wyjątkowy cień o konsystencji kremu-żelu 

• Wyjątkowa formuła intensywnie nasyca spojrzenie kolorem do 24H* 
• Łatwa aplikacja w 2 krokach: nanieś punktowo cień na powiekę, a następnie uzupełnij od wewnętrznego do zewnętrznego kącika oka 
• Szeroki wachlarz klasycznych, neutralnych odcieni oraz najmodniejszych kolorów, prosto ze światowych wybiegów 
*Samoocena w grupie 104 kobiet

Szczerze mówiąc, na razie mam mieszane uczucia. Nie jest tak trwały, jak sobie wyobrażałam. Na pewno dam mu jeszcze szansę, bo ładnie wyrównuje koloryt powieki i ma piękny odcień. Po dłuższych testach napiszę o nim coś więcej, mam szczerą nadzieję, że się jednak sprawdzi :).

od lewej: Velvet Matte nr 16 / Color Tattoo nr 93 / Velvet Matte nr 18

A co ostatnio trafiło do Waszych kosmetycznych zbiorów?:)
Który odcień pomadek Golden Rose powinnam jeszcze wypróbować? :) Skusiłyście się już na nowe, matowe Color Tattoo?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...