środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt! :)

Z okazji tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim dużo zdrowia, szczęścia, radości i spełnienia najskrytszych marzeń! :) 

Merry Christmas! :D


środa, 17 grudnia 2014

Moja pielęgnacja włosów

Długo zastanawiałam się czy ten post powinien się pojawić. Ciągle nie jestem w 100% zadowolona z kondycji moich włosów. Doszłam jednak do wniosku, że będzie to dla mnie kolejna motywacja w dążeniu do celu. Zapraszam więc dziś na post o moich włosach i ich pielęgnacji :)

Na wstępie muszę napisać, że od trzech lat zapuszczam naturalny kolor. Nie chcę jednak drastycznie skracać włosów, dlatego też zostało mi jeszcze trochę suchych, rozjaśnianych i podniszczonych końcówek. Podcinam je co około 3 miesiące o 2-3 cm. Zazwyczaj moim 'fryzjerem' jest mój tata uzbrojony w dobrze naostrzone, fryzjerskie nożyczki :D Do profesjonalisty wybieram się tylko aby nadać włosom kształt lub skrócić grzywkę.
Wiele z Was pewnie powie, że bez sensu hodować zniszczone włosy... I zgadzam się z tym, jeśli włosy są w naprawdę złej kondycji, rozdwojone w kilku miejscach i kruszące się.
Moje końcówki nie są na szczęście w aż tak tragicznym stanie, są jednak rzadsze niż reszta włosów i dużo bardziej potrzebują nawilżenia (pozostałości po cieniowaniu i rozjaśnianiu). Wolę podcinać je częściej a mniej i powoli dojść do upragnionej długości i kondycji :)

Moją pielęgnację mogę podzielić na punkty:

1. Mycie

Włosy myję głównie płynem do higieny intymnej Facelle. Jest bardzo popularny wśród włosomaniaczek i idealnie sprawdza się u mnie na co dzień. Raz w tygodniu, lub gdy po prostu czuję, że włosy są obciążone, oczyszczam je szamponem Barwa. Co jakiś czas, stosuję też zwykłe, drogeryjne szampony, np. head&shoulders(zawsze jest pod ręką, bo mój tata używa tylko i wyłącznie tych szamponów :D) lub od jakiegoś czasu witaminowego szamponu Balea.

2. Olejowanie

Ogromną poprawę kondycji zawdzięczam w dużej mierze (i nie będę tu odkrywcza) stosowaniu olejów. Trzeba długo czekać na efekty, jednak zdecydowanie warto!
Olej nakładam zazwyczaj na noc, przed porannym myciem. Jeśli tego z jakiegoś powodu nie zrobiłam, nakładam bezpośrednio przed umyciem, chociaż na 15 minut. Czasami zwilżam przed tym włosy, czasami nakładam na suche. Zależy to tylko i wyłącznie od tego jak bardzo chce mi się spać :D Bardzo dobrze sprawdza się też u mnie olejowanie na odżywkę lub krem.
Do tej pory moje ulubione oleje to:
- olej awokado
- olej ryżowy
- olejki Babydream (fur mama lub ten niebieski, dla dzieci)
Do kremowania używam kakaowej Isany.
Bardzo często (przed nałożeniem oleju) wmasowuję w końcówki masło Gliss Kur Oil Nutritive, które udało mi się kupić w Czechach. Jest bardzo treściwe więc idealnie się do tego nadaje.

3. Maski

Maski stosuję po każdym myciu i trzymam je na włosach co najmniej 30 minut. Nakładam je od ucha w dół, pomijając skalp. Wiem, że nie każdy byłby zadowolony z tak bogatej i intensywnej pielęgnacji, ale moje włosy to uwielbiają. Nie strączkują się ani nie wyglądają po tym nieświeżo. Odżywek używam tylko pod olej.
Moje ulubione maski:
- Lady Spa Silk & Argan
- Stapiz Sleek Line
- Pervoe Reshenie, Planeta Organica, Ayurveda Hair Mask
- Serical, Creme al Latte (dla mnie Kallos Latte, przyjęło się :D)
- Kallos Chocolate
- Maski Fructis
I wiele innych, ale może napiszę o nich innym razem :D

4. Zabezpieczanie końcówek

Serum na końcówki to mój must have. Używam codziennie, niezależnie od tego czy myłam włosy czy nie.
Moi faworyci:
- Fructis Goodbye Damage serum na rozdwojone końcówki
L`biotica, Biovax Naturalne Oleje, Eliksir wygładzająco - nawilżający `Argan, makadamia i kokos
Organix, Nourishing Coconut Milk Anti - Breakage Serum
- Avon, Advance Techniques 360 Nourishment, Moroccan Argan Oil 

6. Stylizacja

Po każdym myciu (poza dniami, kiedy wiem, że nie będę wychodzić z domu) suszę włosy u nasady suszarką. Mimo, że jestem zapaloną włosomaniaczką i cuda z tymi moimi włosami wyprawiam, jestem zdania, że włosy są dla mnie a nie ja dla nich. Dlatego też od czasu do czasu prostuje je lub kręcę lokówką. Jednak obowiązkowo przed stylizacją na gorąco używam ochronnego spray'u.
Do tej pory najlepszy i najtańszy okazał się czerwony spray termoochronny z Marion :)

Czas na zdjęcia w różnym oświetleniu:



Ostatnie zdjęcie z bardzo silną lampą błyskową, chciałam pokazać moje 'baby hair' na całej długości, do czego konieczne było tak mocne światło. Nie przeraźcie się końcówkami, to efekt maksymalnego naświetlenia i spuszenia, które towarzyszy im zawsze przez jakąś godzinę po myciu :D



Czeka mnie jeszcze sporo wysiłku i cierpliwości, zanim moje włosy będą takie jak bym chciała. Mimo, że mam chwile zwątpienia, bad hair days i tym podobne, w ciągu tych 3 lat intensywnej pielęgnacji ich stan ogromnie się poprawił. Jestem dobrej myśli i wiem, że kiedyś osiągnę swój cel. Opieram się więc chęci złapania za nożyczki i skrócenia ich o połowę :D Kiedy nachodzą mnie takie czarne myśli oglądam długowłose inspiracje w Internecie i od razu nabieram sił do dalszej walki :D

środa, 3 grudnia 2014

Urban Decay, Naked 3

Ze względu na to, że Sephora nareszcie wprowadziła markę Urban Decay do swoich salonów, myślę, że jest to idealny czas na post o mojej Naked 3. Mam nadzieję, że którejś z Was pomoże to w podjęciu decyzji o zakupie :)

Zawsze długo się zastanawiam, zanim kupię produkt w tak wysokiej cenie. Boję się, że mimo pozytywnych opinii będę rozczarowana. W przypadku palety Too Faced Chocolate Bar na szczęście tego uniknęłam i jestem z niej bardzo zadowolona :)
Naked 3 dostałam w październiku jako prezent urodzinowy od mojego M. (:*) i zdążyłam już dobrze ją przetestować. Czy sprostała moim oczekiwaniom? :)


Paleta jest zapakowana w klasyczny kartonik firmy. Widzimy na nim kolory, które znajdują się w palecie, a z tyłu numer seryjny, dzięki któremu mamy pewność, że produkt jest oryginalny. W środku znajdziemy 4 próbki bazy pod cienie.


Muszę przyznać, że zamiast 4 różnych, wolałabym dostać jedną, ale w tubce. Nie używałam jeszcze moich próbek, bo boję się, że wyschną niedługo po otwarciu.

Przejdźmy do samej palety...


Dla mnie wygląda cudownie, jest elegancka, luksusowa, w kolorze ciemnego, różowego złota, ze złotym napisem. Uwielbiam takie klimaty i nie umiem przestać się zachwycać :D Opakowanie jest metalowe, z dużym, bardzo dobrej jakości lusterkiem w środku. Dodatkowo w palecie znajduje się dwustronny pędzelek. Bardzo miękki i przydatny przydatny :)


Tonacja cieni jest zdecydowanie różowa, widać to na pierwszy rzut oka. Gdy przyjrzymy się jednak drugiej szóstce, zobaczymy piękne brązy. Obalam mit, że da się nią wykonać tylko i wyłącznie różowy makijaż :D



Ja nie mam jej zupełnie NIC do zarzucenia. Kolory prezentują się przepięknie i jest to moja faworytka wśród palet :) Jakość cieni jest godna podziwu, trwałe, przyjemne w aplikacji, BARDZO napigmentowane. I w tym momencie muszę zaznaczyć, że widać różnicę w jakości poszczególnych 'szóstek'. Jaśniejsza połowa palety jest naprawdę świetnej jakości, ale cienie od Nooner do Blackheart są po prostu wybitne. Widać to nawet na swatchach, są genialne :D W całej palecie osypywać się może tylko cień Dust. Jest to jednak taki 'cień-brokat', więc trudno mu się dziwić :D
Wiem, że niektóre posiadaczki tej palety narzekają, że kolory po nałożeniu zlewają się ze sobą. Nie zupełnie się z tym zgadzam, dla mnie wygląda to raczej jakbyśmy perfekcyjnie roztarły granice między cieniami, przez co przejścia są bardzo łagodne. Lubię taki efekt, dlatego może jestem nieobiektywna :D

W sieci krąży niezliczona ilość recenzji tej palety. Również tych negatywnych, z którymi się nie zgadzam, ale oczywiście każdy ma swoje zdanie i każdemu odpowiada co innego :) Krótko podsumowując: ja w Naked 3 jestem totalnie zakochana! Od razu jednak zaznaczam, że nie powinna to być jedyna paleta w naszych zbiorach. Jeśli planujemy zakup jednej jedynej palety z wyższej półki, wybierzmy coś bardziej neutralnego.

Na tą chwilę w drogeriach Sephora w całej Polsce znajdziemy tylko tą wersję palety, pełny asortyment Urban Decay dostępny jest tylko w Warszawie. Jednak od przyszłego roku ma być powoli wprowadzany do wszystkich sklepów :)

Znalazłybyście dla niej miejsce w swojej kolekcji? :D

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Christmas wish list :)

Boże Narodzenie i Mikołajki to czas radości, rodzinnych spotkań, który kojarzy nam się z wszechobecnymi dekoracjami, świąteczną kolacją, a także... oczywiście prezentami!  Każdy z Nas na pewno przechowuje w myślach swoją listę życzeń, czy tych drobnych, czy też najbardziej kosztownych i nierealnych :D 

Nie jestem wyjątkiem: oto lista moich małych (:D) materialnych marzeń! :)

Oczywiście potraktujmy ją z przymrużeniem oka, pomarzyć zawsze można, prawda? :D

*  Zoeva Rose Golden Complete Eye Set.




Tyyyyle się już dobrego nasłuchałam/naczytałam o pędzlach Zoeva, że moje chciejstwo nie jest najmniejszym zaskoczeniem :D Zestaw do pędzli w wersji Rose Golden to zestaw idealny, którego cena niestety nie jest najniższa, ale podobno jakość jak i wykonanie są warte każdej złotówki.

* Urban Decay, Naked, Naked 2.



Po sukcesie jakim okazała się moja wymarzona Naked 3, ogłaszam wszem i wobec: chcę je wszystkie! :D

Oriflame Giordani Gold Baroque Lacques Brilliances – Grand Red.



Lakier w odcieniu głębokiego, ciemnego wina chodzi mi po głowie każdego roku, gdy tylko zbliża się okres świąteczny. Tym razem wpadł mi w oko lakier Oriflame, z delikatnymi, złotymi drobinkami.

Makeup Revolution Paleta róży GOLDEN SUGAR



No spójrzcie tylko, czyż nie jest przepiękna? :D

* Hugo Boss, Ma Vie, Jour pour Femme



Sama nie wiem, które podobają mi się bardziej :D

* Kuferek kosmetyczny


Marzę dokładnie o takim, aluminiowym, pojemnym, w kolorze pastelowego różu :)

* Sweterek z ozdobnymi guzikami Orsay.



Od razu rzucił mi się w oczy, bardzo podobają mi się te guziki z cyrkoniami :)

* Ubrania w świąteczne wzory.


Na mroźne zimowe wieczory przy choince, każdego wprawią w świąteczny nastrój :)

A co znajduje się na Waszej liście? :)

wtorek, 25 listopada 2014

Fructis- drogeryjne maski do włosów

Nie ma chyba osoby, która nigdy nie słyszała o produktach do włosów Garnier Fructis :) Znajdziemy je w każdej drogerii a nawet w supermarketach czy osiedlowych sklepikach. Opinie na temat tych masek są podzielone, dziś więc napiszę Wam co ja o nich myślę :)



W swojej 'kolekcji' posiadam 3 rodzaje: Nutri Gładki, Oleo Repair i najnowszą, Gęste i Zachwycające.
Cena to około 15 zł za 300 ml, zauważyłam jednak, że w drogeriach są raczej droższe. 

Jak na maski drogeryjne, Fructis serwuje nam całkiem przyjemne składy:

Nutri Gładki:


Oleo Repair:


Gęste i Zachwycające:


Na wstępie od razu powiem, że w moim przypadku różnice w ich działaniu są minimalne, każda z nich daje właściwie taki sam efekt. Jaki?

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Używałam już naprawdę wielu masek do włosów, zarówno tych drogich jak i najtańszych i muszę powiedzieć, że te trzy są jednymi z moich ulubionych. Są to dla mnie takie "pewniaki", jeśli nie mam ochoty kombinować nakładam któregoś Fructis'a i wiem, że moje włosy będą wyglądać naprawdę dobrze. Do tego ten zapach... Wiem, że wiele z Was nienawidzi owocowych zapachów tej marki i uważa je za chemiczne, jednak ja je uwielbiam! Są takie świeże, utrzymują się długo, aż chce się używać :D 
Maski dają na moich włosach cudowny efekt, kosmyki są zdyscyplinowane, pozbawione puchu, gładkie i miękkie. Nawet moje rozjaśniane końcówki są dociążone, wygładzone i błyszczące. Często gdy trafia mi się maska, która działa świetnie na moją naturalną część włosów, a końcówki pozostawia napuszone i szorstkie, nakładam na nie najpierw którąś z masek Fructis i problem od razu znika :) Uratowały mnie przed pozbyciem się kilku 'w połowie' (dosłownie i w przenośni :D) trafionych produktów!
Dodatkowo obecność lekkich silikonów jest kolejnym plusem w zimowej pielęgnacji :)

Moim zdaniem naprawdę warto je wypróbować, są łatwo dostępne i można dać się miło zaskoczyć :) Uwielbiam też serum na końcówki Goodbye Damage, niestety już mi się kończy, na pewno więc skuszę się na nową, różową wersję :)

Używałyście ich? A może jakieś inne drogeryjne maski są Waszym hitem?

wtorek, 4 listopada 2014

Makeup Revolution Amazing Lipstick: The One, Nude

Przy okazji ostatniego zamówienia w Minti Shop postanowiłam wypróbować dwie z popularnych pomadek firmy Makeup Revolution, Amazing Lipstick. Szminki kosztuja grosze, żal więc było nie wypróbować :) Wybrałam te kolory, ponieważ jestem w trakcie poszukiwania mojej idealnej pomadki w odcieniu nude :D Jak na razie najbliższa ideałowi była szminka z firmy Gosh w odcieniu Cappucino (na marginesie, uwielbiam tą szminkę i kiedy mi się skończy na pewno kupię drugą). Czy jednak te z Makeup Revolution ją zastąpiły?

Zacznę od opakowania. Jest proste, czarne, z plastikową końcówką w odcieniu szminki. Dobrze przemyślane, nie trzeba ich otwierać, żeby sprawdzić kolor. Minus natomiast jest taki, że nazwa odcienia jest napisana tylko na naklejce, która w miarę użytkowania na pewno się zetrze i już nie będę wiedziała jaki to był kolor.
Napisy niestety szybko znikają a nakrętka nie trzyma się najlepiej. Zauważyłam jednak, że bardziej spada z tej o odcieniu The One więc nie wiem od czego to zależy ;).
Obie pomadki były bezpiecznie zapakowane w folie.



Nude to odcień matowy. Nie znalazłam zbyt wiele swatchy, a na tych, które widziałam nie wydawał się aż tak matowy jaki jest w rzeczywistości. Zdziwiłam się trochę, ale konsystencja nie jest sucha, a kremowa i miękka. Ta szminka to jednak 100 procentowy mat, zasycha na ustach i odrobinę je wysusza. Próbowałam nakładać ją na balsam ale wtedy zupełnie nie zostawia koloru.
Fanki matowych szminek na pewno będą zadowolone. Ja do nich nie należę, a jednak ta pomadka mnie przekonała :) Ma piękny, ciepły odcień, lekko wpadający w brzoskwinie. Jego trwałość też jest naprawdę przyzwoita.
Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo fajna i lubię ją nawet mimo tego, że nie przepadam za matowymi szminkami :)



Z The One wiązałam największe nadzieje. Konsystencja jest bardzo przyjemna, mięciutka, kremowa, pomadka z łatwością sunie po ustach i jest fenomenalnie napigmentowana. Nie trzeba poprawiać kilka razy, już po pierwszym przeciągnięciu kolor jest intensywny. Wykończenie satynowo-błyszczące. Jest również trwała i nie wysusza ust. Jestem z niej na pewno bardziej zadowolona niż z Nude, ale... no właśnie. Kolor wyraźnie wpada w róż. Na zdjęciach, które oglądałam nie było tego widać. Nawet na tych wykonanych przeze mnie nie rzuca się to w oczy. Mimo tego jest piękny, delikatny i naturalny. Jednak nie jest to nude, którego szukałam :(



Podsumowując, obie szminki lubię, nie zawiodły mnie pod względem jakości i kolory również bardzo mi się podobają, szczególnie The One. Na pewno z przyjemnością będę ich używać i sprawdzą się w wielu przypadkach :) Na pewno wypróbuję inne kolory tych pomadek, bo jak na taką cenę ich jakość bardzo pozytywnie zaskakuje! :)


Góra: Nude
Dół: The One


Z lewej: The One
Z prawej: Nude

Używałyście tych szminek? Który kolor koniecznie trzeba wypróbować? :)

PS. Poszukiwania idealnego, cielistego koloru uważam za wznowione! :D
Będę wdzięczna za Wasze propozycje :)

piątek, 24 października 2014

Too Faced, Chocolate Bar

W związku z tym, że październik to mój urodzinowy miesiąc, postanowiłam spełnić jedno ze swoich kosmetycznych marzeń i zrobić sobie prezent w postaci tej właśnie palety. Oglądałam całe mnóstwo tutoriali i recenzji na jej temat, które tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że musi być moja! :D Podobało mi się w niej dosłownie wszystko. 'Niestety' nawet kupno jej odpowiednika z Makeup Revolution nie zagłuszyło chęci posiadania oryginału :D

Jest to jednak spory wydatek i  w dodatku paleta nie była dostępna w Polsce, dlatego też nie sądziłam, że uda mi się ją zdobyć. Na szczęście mamy już sklep internetowy, który oferuje wysyłkę z Polski oryginalnych kosmetyków zagranicznych marek w rozsądnych cenach. House of Beauty to nowy sklep, ale już mogę Wam powiedzieć, że jak najbardziej godny zaufania. Nie jest to absolutnie reklama sponsorowana, dzielę się tylko osobistymi doświadczeniami :) Dotarły do mnie już dwa zamówienia z tego sklepu i muszę powiedzieć, że kontakt jest bezproblemowy (a ja lubię zadawać dużo pytań :D), wysyłka błyskawiczna (darmowa powyżej 150 zł), a sama przesyłka pakowana starannie i bezpiecznie. Dostałam również bardzo miły gratis :)

Tyle w ramach wstępu, zapraszam do recenzji! :D

Produkt przychodzi do nas w uroczym opakowaniu, typowym dla kosmetyków Too Faced. W środku załączona jest ulotka prezentująca przykładowe makijaże dla różnych kolorów oczu, jednak moim zdaniem każdy z nich jest uniwersalny :)


Sama paleta przypomina tabliczkę czekolady :) Opakowanie jest blaszane, znajduje się na nim logo i nazwa palety. Wiem, że pierwsza wersja palety była grubsza, teraz została zmodyfikowana i wypuszczona w cieńszej wersji. Po otwarciu, pierwsze co rzuca nam się w oczy, a raczej w nos :D to zapach. Mi przypomina on czekoladki Merci, jest przepiękny!


W środku znajduje się 16 cieni. Każdy z nich ma swoją czekoladową nazwę, znajdującą się na dołączonej folii. Szkoda, że producent nie umieścił ich jednak na opakowaniu. Dwa najjaśniejsze, najczęściej używane kolory mają większą pojemność, co jest świetnie przemyślane :) Plusem jest też, że cienie zawierają 100% puder kakaowy. 
W palecie znajduje się również wysokiej jakości lusterko.


Różnorodność odcieni daje nam możliwość stworzenia niezliczonej ilości różnych makijaży, zarówno codziennych jak i wieczorowych. Na pierwszy rzut oka paleta jest neutralna, ale znajdziemy w niej też kilka kolorów, które sprawdzą się gdy będziemy chciały trochę poszaleć :)





Jakość cieni przerosła moje oczekiwania. Nie zawiodłam się na niej ani odrobinę. Paleta jest dla mnie idealna. Cienie (bez bazy!) wytrzymały chodzenie po Wrocławiu przez cały słoneczny dzień. Byłam w szoku, nic się nie zrolowało, nie starło, nie straciło na intensywności. Konsystencja jest masełkowata, aplikacja bezproblemowa, cienie się nie osypują ani nie znikają podczas rozcierania, które jest bajecznie proste :) Pigmentacja też naprawdę powala, najbardziej (pozytywnie oczywiście) zaskoczyła mnie w przypadku matów. 
Używam tej palety codziennie a zużycie jest niewidoczne więc na pewno jest też wydajna. 

Jeśli jednak nie macie ochoty wydawać takiej sumy na paletę a podobają Wam się kolory, z I Heart Chocolate na pewno też będziecie bardzo zadowolone :)

Podsumowując wszystkie zachwyty, jeśli macie możliwość i ochotę sprawić sobie taką właśnie paletę cieni, polecam w 100%! 
Kocham ją i nikomu bym jej nie oddała! :D

środa, 22 października 2014

Nowości

Ostatni post z nowościami dodałam dość dawno, czas więc na kolejny :) Nazbierało się w mojej kolekcji kilka nowych rzeczy, z których kilka chciałabym Wam pokazać. Część z nich zdążyłam już przetestować, reszta czeka na swoją kolej :D 
Swoją drogą, pogoda ostatnio zupełnie nie sprzyja robieniu zdjęć :( 

Na początek dwie urodzinowe perełki, z których cieszę się najbardziej i które od dawna bardzo chciałam mieć:

1. Too Faced, Chocolate Bar Palette.


Paleta, o której marzyłam odkąd pierwszy raz zobaczyłam ją gdzieś w Internecie. Zamówiłam ją w sklepie House of Beauty i przesyłka była u mnie już po 2 dniach :) Używam jej od około 2 tygodni i jestem absolutnie zachwycona, ni mniej ni więcej jest to paleta idealna :) O tym, że kolory bardzo mi odpowiadają przekonałam się dzięki jej tańszemu odpowiednikowi, czyli oczywiście I Heart Chocolate firmy Makeup Revolution. 

2. Urban Decay, Naked 3 Palette.

Prezent, którym zaskoczył mnie mój M. i z którego cieszę się jak dziecko :D Przy okazji posta o palecie In The Nude pisałam Wam, że chciałabym mieć oryginał i oto jest! Paleta dotarła do mnie dziś rano, więc nie miałam jeszcze okazji jej użyć, najlepsze wciąż przede mną :D


3. Bourjois, Loose Powder, 01 Peach.


To mój pierwszy puder sypki, kusił mnie odkąd zobaczyłam go na filmiku Maxineczki, w którym poleca co warto kupić na wielkich obniżkach w drogeriach. 
Puder jest dosyć drogi, ale też jest go dużo, bo aż 32g. Pewnie nie skusiłabym się na niego w normalnej cenie, jednak przez cały październik w Hebe trwa promocja na szafy Bourjois a ja dodatkowo miałam do wykorzystania bon powitalny, więc udało mi się kupić go za 30 zł :)

4. Kobo, modeling illuminator, 101.


Tani i bardzo dobry korektor pod oczy dostępny w Naturze. Ładnie rozświetla i maskuje cienie pod oczami, do tego utrzymuje się bez zarzutu. Jednak już na początku pękła mi zakrętka, a wcale się nad nią jakoś szczególnie nie znęcałam :D

5. Rimmel, Wonder'full mascara.


Nowy tusz Rimmel'a z olejkiem arganowym, którą właściwie kupiła sobie moja mama :D Po pierwszym użyciu spodobał mi się na tyle, że regularnie go podkradam :D
Maskara ma dużą, silikonową szczoteczkę, która podoba mi się najbardziej. Tusz nie daje powalającego efektu sztucznych rzęs, ale przy codziennym makijażu sprawdza się zaskakująco przyjemnie. Rzęsy są wydłużone, pięknie rozdzielone i uniesione. Nawet przy kilku warstwach nie ma problemów z ich rozczesaniem. Szczerze polecam tym z Was, które nie oczekują spektakularnego pogrubienia :)

6. Batiste, dry shampoo, Original.


Suchy szampon Batiste to dla mnie niezbędnik. Wszystkie z Was pewnie dobrze go już znają :) Miałam już kilka wersji, w tym XXL volume, który naprawdę zaskakuje efektem objętości. W tym momencie używam Original i sprawdza się równie dobrze jak pozostałe a do tego ma bardzo przyjemny zapach :)

7. Balea, szampon dla dzieci.

Przy okazji niedzielnej wycieczki do Ostravy, tradycyjnie zajrzałam do drogerii dm :D Zobaczyłam opakowanie i przepadłam :D Szampon ma przyjemny skład i kosztuje grosze, więc nawet się nie zastanawiałam. Okazał się świetny, delikatny a przy tym bardzo dobrze oczyszczający. Jedyny jego minus to zapach. O ile w butelce pachnie owocowo i całkiem ładnie, to podczas mycia czuje farbę do włosów :D

A co nowego znalazło się w Waszych zbiorach? :)

czwartek, 9 października 2014

Ulubieńcy września :)

Bardzo lubię czytać i oglądać serie ulubieńców na blogach i YouTube, dlatego postanowiłam wprowadzić ją również na swoją stronę :) 
We wrześniu intensywnie testowałam nowości, ale na mojej liście znalazł się również produkt, który posiadam już dłuższy czas i sama nie wiem dlaczego dotychczas o nim nie wspomniałam :) 

1. Pervoe Reshenie, Planeta Organica, Ayurveda Hair Mask, Złota ajurwedyjska maska do włosów.


Maskę kupiłam jak tylko dowiedziałam się o otwarciu sklepu Mydlarnia Skarby Świata Całego w moim mieście. Mając do niej dostęp stacjonarnie nie mogłam się nie skusić :) 
W moim przypadku to strzał w dziesiątkę, zajmuje bardzo wysokie miejsce na liście moich włosowych ulubieńców. Wiem, że niektórzy uważają ją za zbyt słabo nawilżającą, ale ja się z tym zupełnie nie zgadzam. 
Moje włosy ją pokochały, mało która maska nawilża je aż tak, są idealnie dociążone, błyszczące i booosko miękkie! :D W dni kiedy nigdzie nie wychodzę i wiem, że nie będzie mi przeszkadzało obciążenie, nakładam ją na całe włosy, ze względu na bogaty i naturalny skład. Jeśli jednak chcę żeby włosy nie straciły objętości u nasady, unikam aplikowania jej na skalp. 
Maska jest bardzo wydajna, gęsta i posiada mieniące się drobinki, wygląda jak rozpuszczone złoto :) Niestety drobinki znikają po spłukaniu, a szkoda bo efekt mógłby być powalający :D.
Oczywiście wiem, że każde włosy są inne, ale na moich spisuje się wybitnie. 
Jeśli macie taką możliwość, serdecznie polecam wypróbować :)

2. L'oreal, False Lash Wings, Midnight Blacks.


Do tej pory moim ulubionym tuszem do rzęs był tusz Vollume Million Lashes. I tak jest nadal, jednak postanowiłam wypróbować polecany False Lash Wings, który mile mnie zaskoczył :)
Pierwsza rzecz jaka rzuci nam się w oczy po otwarciu tuszu to szczoteczka. Nie spotkałam się z taką w żadnym innym tuszu i byłam nieco przerażona, że nie będę umiała się nią posługiwać :D Zupełnie niepotrzebnie, wystarczy kilka prób i przekonamy się, że szczoteczka jest bardzo wygodna :)
Tusz ma głęboki, czarny kolor, nie osypuje się, nie skleja i wytrzymuje spokojnie cały dzień, ciągle wyglądając bardzo dobrze.
Daje piękny efekt, rzęsy są mocno podkreślone, po dwóch warstwach osiągamy efekt false lash :) Jako wielbicielka długich i gęstych rzęs, jestem bardzo zadowolona z tego tuszu i na pewno kiedyś do niego wrócę :) 

3. Inglot, róż nr 72.


Do Inglota wybierałam się po róż w innym odcieniu, ale niestety nie był wtedy dostępny. Pani zaproponowała mi ten. Nie byłam przekonana, zrobiłam sobie swatch na ręce i wyszłam. Wróciłam po niego jak tylko zobaczyłam kolor w świetle dziennym. 
Jest to chłodny, jasny odcień różu, który w opakowaniu wygląda intensywnie, ale na twarzy daje bardzo świeży, ładny i naturalny efekt. Pigmentacja jest bez zarzutu, nie utrzymuje się wprawdzie powalająco długo, ale mimo to używałam go praktycznie codziennie i bardzo polubiłam :) 
Jest to mój pierwszy róż z Inglota i na pewno skuszę się też na inny odcień.

4. theBalm, Bahama Mama.


Jeden z najpopularniejszych bronzerów, pokazywałam Wam go w poście o nowościach z Minti Shop. Pierwsze wrażenie było trafne, uwielbiam ten bronzer :) Pigmentacja bardzo dobra, trwałość również. Przyczepię się tylko do opakowania, tak jak pisałam, trudno utrzymać środek w idealnym stanie :D

5. Makeup Revolution, Death by Chocolate.


Paleta, po którą w tym miesiącu sięgałam zdecydowanie najczęściej. Bardzo pozytywnie zaskakuje jakość i trwałość cieni. Kolory są przepiękne, utrzymane w chłodniejszej tonacji niż I Heart Chocolate. Nie ma tam również żadnego zbędnego cienia.
Za tak niską cenę naprawdę warto się skusić! :)

6. Sedona Lace, zestaw 12 profesjonalnych pędzli do makijażu.



Produkt, który po prostu musiał się tu znaleźć, czyli mój cudowny zestaw pędzli od Sedona Lace :) Opisałam je dokładnie w osobnym poście  i do niego odsyłam zainteresowanych :) 
Pędzle spisują się świetnie, korzystam z każdego z nich i mimo intensywnego użytkowania zupełnie nic się z nimi nie dzieje, są w świetnym stanie i spisują się idealnie :) Do tego tak uroczo wyglądają na mojej toaletce, zestaw idealny :) Mam nadzieję, że posłużą mi baaaardzo długo :)
Niezmiernie żałuję, że nie są dostępne w Polsce :(


Używałyście?
A może chciałybyście przeczytać szczegółową recenzję któregoś z tych produktów? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...