Wspominałam już, że jeśli chodzi o tusze do rzęs, moimi ulubieńcami są bezapelacyjnie tusze L'oreal? Z pewnością, nie raz i nie dwa :). Dziś dowiecie się co myślę o najnowszym członku rodziny Volume Million Lashes.
Feline, bo tak właśnie nazywa się nowość od L'oreal, przyciąga wzrok przede wszystkim pięknym, eleganckim opakowaniem. Uwielbiam połączenie złota z ciemną, butelkową zielenią, jak więc mogłabym się na niego nie skusić? :)
Co obiecuje producent:
Maskara L’Oreal Paris Volume Million Lashes Feline posiada wyprofilowaną szczoteczkę Millionizer, któa nadaje rzęsom objętość i podkręcenie, aż po same końce.
Błyszcząca formuła z drogocennymi olejkami: arganowym, kameliowym i z kwiatu lotosu nadaje rzęsom zmysłową objętość.
Jego cena regularna to około 60 zł, wysoka, ale nie wyższa od pozostałych maskar tej linii. Ja dorwałam go na promocji -49% w Rossmannie.
Największa innowacja to w tym przypadku szczoteczka. Wygięta, pozwala nam oczekiwać od tuszu wyjątkowego podkręcenia.
Niestety, tusz właściwie mnie rozczarował. Faktycznie, jest intensywnie czarny, bardzo trwały, nie osypuje się nawet pod koniec dnia. Pod tym względem nie ustępuje w niczym mojemu ulubionemu klasykowi z serii Volume Million Lashes. Co więc jest nie tak? Trzeba się nieźle natrudzić, żeby uzyskać efekt 'WOW'. Jeśli nakładam kolejne warstwy zaraz po sobie (tak jak to robię z innymi maskarami), tusz okropnie skleja rzęsy, pojawiają się grudki i 'pajęcze nóżki' na końcówkach. Warto więc poświęcić chwilę i wyczesywać rzęsy dłużej niż zwykle. Mimo tego, że już nauczyłam się z nim pracować, nie zawsze mam czas na taką zabawę. Zdarza się i tak, że cokolwiek bym robiła, rzęsy nie wyglądają dobrze.
Wiele osób pisało, że to wina szczoteczki, która nakłada za dużą ilość produktu. Próbowałam zamienić ją na tę z mojego ulubionego klasyka jak i z So Couture- nie pomogło.
Podsumowując, jednego dnia jestem zachwycona efektem jaki daje, następnego zupełnie nie umiem sobie z nim poradzić. Może jak jeszcze bardziej podeschnie będzie się lepiej spisywał, jednak nie po to kupuję tusz, żeby czekać miesiąc aż będzie nadawał się do użycia.
Wizualnie Feline podoba mi się najbardziej z całej gamy, ale nikt nie kupuje przecież tuszu dla opakowania. Ja zapewne nie kupię go ponownie (a już na pewno nie w cenie regularnej), skoro inne tusze L'oreal nie przysparzają mi tylu problemów :).
Próbowałyście tej wersji? Może macie dla mnie jakieś rady co do jego używania? :D
uwielbiam maskary loreal :)
OdpowiedzUsuńPorcelainDesire
muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie miałam i cena niekoniecznie mnie kusi.
OdpowiedzUsuńMój ulubiony tusz :)
OdpowiedzUsuń